W herbacianym kraju
25 marca 2014
Eksplodująca obfitością roślin Sri Lanka na Oceanie Indyjskim słynie z herbaty, cynamonu, curry oraz słoni.
Na wyspie zawsze jest ciepło i zielono, a soczyste, nabrzmiałe słońcem owoce wręcz kuszą, by ich skosztować. Ale nie tylko. Świetnie rosną na Sri Lance wszelakie przyprawy – pieprz, papryka, imbir, goździki, gałka muszkatołowa, kardamon i wszechobecne w miejscowych potrawach chili i curry. Jednak najważniejszą rolę w historii odegrał cynamon. Ściągnął tu portugalskich handlarzy. To właśnie ze Sri Lanki pochodzi większość cynamonu na świecie. A kto nie słyszał o słynnej cejlońskiej herbacie? Bo Cejlon to nic innego jak właśnie Sri Lanka. Tak nazywali wyspę Anglicy, którzy urzędowali na niej do 1948 roku. Oni właśnie zaczęli sadzić w górach krzewy herbaty, w której się lubują. Jednak niepowtarzalny smak cejlońskiej herbaty zawdzięczamy też zarazie, która 130 lat temu zniszczyła do cna wszystkie plantacje kawy. Wtedy okazało się, że warunki dla wiecznie zielonych krzewów herbacianych są tam wręcz idealne! Najlepsza herbata pochodzi z plantacji położonych wysoko w górach – powyżej 600-1000 metrów n.p.m. Krzewy herbaciane mogą wyrastać nawet do 20 metrów wysokości, ale jak z takich olbrzymów zrywać listeczki? Dlatego starannie je się przycina, do około metra wysokości. Wtedy przechodzący między ciasnymi rzędami zbieracze (a właściwie zbieraczki, bo na plantacjach pracują kobiety) bez problemów zrywają najmłodsze, najdelikatniejsze listeczki z samego końca gałązek. Herbaciane listki zbiera się ręcznie – nie ma takiej maszyny, która zastąpiłaby zręczne ręce kobiet. Z każdego pędu zrywa się 2-3 listki, bo tylko z nich robi się najlepszy gatunek herbaty. Operację powtarza się co 2 tygodnie, przez cały rok. Co się dzieje później z herbacianymi liśćmi? Metoda tradycyjna polega na ułożeniu liści w zacienionym miejscu na świeżym powietrzu, gdzie następuje ich więdnięcie. Liście są ręcznie zwijane, w trakcie zwijania „puszczają sok” i zaczynają fermentować. Od tego, jak długo trwa fermentacja, zależy rodzaj herbaty. Następnie liście się suszy i dokonuje klasyfikacji, uwzględniając ich wielkość i wygląd.
Sri lanka to jednak nie tylko kró- lestwo herbaty, ale przede wszystkim słoni. Słoń jaki jest, każdy widzi: duży! Ale kiedy podejdzie się do niego bliżej, albo siedzi na jego grzbiecie, wydaje się jeszcze większy. Zwierzęta przyuczono do noszenia bali drewna – pracują na stromych zboczach, na które nie wjedzie żaden traktor ani dźwig. Teraz zamiast dźwigać bale, coraz częściej przewożą na grzbiecie turystów. Z około 3 tysięcy słoni zamieszkujących wyspę tylko 300 jest udomowionych. Nic dziwnego – nie dość, że słoń kosztuje tyle, co niezły samochód, to jest jeszcze drogi „w eksploatacji”. Ci ogromni roślinożercy potrafią zjeść nawet czterysta kilogramów paszy dziennie. Oswojone słonie świetnie się rozumieją ze swoimi opiekunami- treserami, zwanymi mahoud. Na komendę zwierzę rusza, staje, skręca w prawo, w lewo, podnosi nogę, żeby można było po niej wejść na słoniowy kark. Słonie dożywają osiemdziesiątki, podobnie jak ludzie, mogą więc praktycznie całe życie spędzić z jednym opiekunem. Dzikie słonie, wędrujące wielkimi stadami, bywają uciążliwe dla rolników. W kilka minut mogą zniszczyć pole, będące jedynym źródłem utrzymania całej rodziny. Dlatego wieśniacy budują na drzewach „budki strażnicze” – trzymający wartę hałasują, żeby je odpędzić i uchronić pola przed niechybnym stratowaniem. Słoniowe „sierotki”, czyli maluchy znalezione w dżungli bez mamy, umieszcza się w finansowanych przez państwo sierocińcach. Tam po okresie adaptacji (bardzo smutno wyglądają, kiedy skute łańcuchami kiwają się, jak gdyby cierpiały na chorobę sierocą) dołączane są do stada. Słonie są gorliwie chronione. W czasach kolonialnych były ulubionym celem polowań bogatych Europejczyków. Pewien brytyjski oficer chełpił się zastrzeleniem 1200 sztuk, co stanowi prawie połowę dzisiejszej populacji słoni na Sri Lance! Natura potrafiła się na nim zemścić. Ów myśliwy jako czterdziestolatek zginął od uderzenia pioruna, a później piorun strzelił w jego grób. Na szczęście dla żyjących na Sri Lance słoni indyjskich, praktycznie nie mają one kłów. Jeśli chodzi o dostarczanie wciąż popularnej kości słoniowej, są bezużyteczne. Inaczej pewnie tych pięknych, mądrych i ogromnych zwierząt na Cejlonie byłoby znacznie mniej.
Ale nie samymi słoniami i herbatą słynie ta wyspa. Turyści znajdą tu nie tylko wspaniałe widoki, rajskie plaże, ale i cudowne zabytki. I tu rada: zwiedzając Sri Lankę, najlepiej nie zatrzymywać się dłużej w stolicy kraju, Kolombo. Miasto jest non stop zakorkowane, dość brudne i hałaśliwe. Lepiej pojechać od razu do dawnych stolic – Anuradhapury i Polonnaruwy, gdzie znajdziemy olbrzymie posągi Buddy wykute w kamieniu, resztki malowniczych pałaców i starożytnych świątyń. W górach koło miejscowości Dambulla, pełne kolorowych posągów Buddy świątynie ukryte są w skałach, pod olbrzymim nawisem skalnym. Strzegą ich hasające wokół makaki. Jednym z najciekawszych miejsc jest Sigiriya – wysoka na 200 metrów skała o pionowych ścianach, na której wybudował twierdzę król-ojcobójca, bojący się zemsty brata, prawowitego następcy tronu. Z twierdzy niewiele zostało, ale ze szczytu roztaczają się wspaniałe widoki na dżunglę i pasma gór. Kandy to położona w górach ostatnia stolica cejlońskich królów. Tam znajduje się wspaniała świątynia z największą świętością – relikwią zęba Buddy. Jednak tego zęba, przechowywanego w siedmiu złotych relikwiarzach, nikt nigdy nie ogląda, nie był też poddawany żadnym badaniom naukowym. Podobno jego nadnaturalne rozmiary wskazują, że jest to raczej ząb krokodyli niż ludzki… Po intensywnym zwiedzaniu zabytków koniecznie trzeba wybrać się na plażę. Te na Sri Lance należą do jednych z najpiękniejszych na świecie. Rajski charakter wyspy zdają się odzwierciedlać charaktery mieszkańców. Są uprzejmi, zawsze uśmiechnięci. Części trosk oszczędza im łaskawy klimat: nie muszą troszczyć się o ciepłą odzież albo o opał na zimę.
Komentarze
Jeszcze nie ma komentarzy