Spacer ulicami Kioto
17 września 2012
Mają rację. Świątynie, kapliczki, pałace książęce zatopione w pachnących kwiatami monumentalnych ogrodach. Wciąż żywa sceneria ponad tysiącletniej historii Kioto miesza się i komponuje z nowoczesnością zaskakująco dobrze. Przeszklone ściany wieżowców odbijają w nieskazitelnie czystych szybach typowo japoński ruch na ulicach miasta. Mieszkańcy i turyści pospiesznie przemieszczają się pomiędzy restauracyjkami z sushi i sashimi, a barwnymi sklepami. Bo Kioto to nie tylko żywa i dotykalna historia, lecz także pełne energii miasto z nowoczesnymi drapaczami chmur i ekskluzywnymi butikami. Miejscowi mają słuszność, nazywając je „prawdziwym sercem Japonii”. Na nowoczesny dworzec kolejowy przywiózł nas najszybszy pociąg świata, futurystyczny Shinkansen, który osiąga prędkość ponad 400 kilometrów na godzinę. Kioto, jedna z największych japońskich aglomeracji, jest ważnym węzłem komunikacyjnym a przy tym najpiękniejszą i obfitą w cenne zabytki historyczną metropolią Kraju Kwitnącej Wiśni. W 794 roku przeniesiono tu stolicę z Nara. Nowe miejsce wybrano tak, aby w pełni odpowiadało dalekowschodnim geometrycznym wymaganiom lokalizacji: naturalną granicą od północy były góry, od wschodu i zachodu rzeki. Ulice zaprojektowano symetrycznie, prostopadle do siebie. Kioto (słowo oznacza literalnie „stolica”) pełniło tę funkcję przez ponad 12 stuleci. W tym czasie kwitła tu, kształtowana w kręgu dworu cesarskiego, unikalna kultura i twórczość artystyczna, która promieniowała na cały kraj. Podczas bombardowań w czasie II wojny światowej miasto zostało oszczędzone, dzięki czemu jest dziś jedną z najlepiej zachowanych metropolii Japonii. Ma niemal dwa tysiące świątyń i kaplic, wspaniałe pałace i malownicze ogrody. W rejonie miasta znajdują się jedne z najsłynniejszych japońskich skarbów architektury. Nie mogliśmy pominąć XIII -wiecznego Złotego Pawilonu, dawnej prywatnej willi szoguna Ashikaga Yoshimitsu, w której gościł sam cesarz. Bajkowa bryła pałacyku z japońskiej laki pokrytej szczerym złotem odbija się w Stawie Lustrzanym. Dotarliśmy tam z pierwszymi promieniami słońca. To doskonały moment na odwiedzenie tego miejsca. Świątynia jest wówczas miękko otulona naturalnym, ciepłym światłem i rozbłyskuje setkami promieni. Po śmierci szoguna pałac z parkiem przeznaczono, zgodnie z jego wolą, na klasztor Zen. W świątynię natomiast przekształcono, po śmierci fundatora, Srebrny Pawilon (wzorowany na Złotym). Uznany za skarb narodowy budynek to unikatowy przykład architektury z epoki Muromachi. Kamienny ogród świątynny o nazwie Ryoan- ji trzeba odwiedzić koniecznie i to nie tylko dlatego że jest wpisany na listę UNESCO . To ciche, emanujące bezbrzeżnym spokojem miejsce jest zupełnie inne niż wspaniałe japońskie ogrody powstałe w średniowieczu. Nie ma tu drzew ani zieleni, tylko piętnaście surowych kamieni, obsypanych drobnym, białym żwirem. Subtelna prostota ogrodu sprzyja filozoficznym medytacjom. I nawet ci, którzy nie interesują się buddyzmem, odczują tu niespotykany spokój. War- to zobaczyć także Chion-in, główną świątynię największej buddyjskiej sekty w Japonii – jodo (czysta kra- ina). To położony na piętnastu hektarach zespół budynków. Do kompleksu prowadzi, zbudowana w 1619 r., kolosalna brama San-mon. Wysoka na 24 metry budowla jest największym tego typu obiektem w Japonii. Naprawdę robi ogromne, przytłaczające wręcz wrażenie. Mężczyźni wspinają się do wrót po wysokich stopniach. Osobne, boczne wejście po pochyłym podeście, przeznaczone jest dla kobiet. Spośród budynków na terenie kompleksu świątynnego wyróżnia się główny pawilon Mieido, długi na ponad 50 metrów i szeroki na prawie 42 metry. Znajduje się w nim złoty ołtarz z posągiem Honena. Szalenie intrygująca jest „słowicza podłoga”. Kiedy ktoś po niej przechodzi, wydaje ona dźwięk przypominający kląskanie słowika. Tego typu podłogi budowano jako element systemu bezpieczeństwa, ostrzegający właściciela nieruchomości, że ktoś próbuje się do niego zbliżyć. Inna ciekawostka w kompleksie to największy miedziany dzwon w całej Japonii. Odlany został w 1633 roku, waży aż 74 tony. Jego głos słychać podczas noworocznych ceremonii, jest wówczas poruszany siłami siedemnastu mnichów. Kioto to nowoczesne miasto. Pomiędzy historycznymi zabytkami poruszamy się ekspresowymi, turystycznymi autobusami sieci miejskiej. Po intensywnym dniu poznawania dawnej kultury i sztuki Japonii postanowiliśmy poczuć dalekowschodnie zwyczaje dotykalnie i mocno. Najlepiej zrobić to podczas spaceru po ulicach Gion Kobu. Na tę najsławniejszą dzielnicę gejsz z reguły chadza się wieczorami. Wtedy nastrój jest tu wyjątkowy, orientalny, mistyczny. Wędrując wąskimi uliczkami, ciasno zabudowanymi drewnianymi domami przystrojonymi lampionami i małymi kolorowymi sklepikami czy pachnącymi herbaciarniami, cofnęliśmy się po raz kolejny do niezwykłego świata starej Japonii. Kioto uchodzi za kulturalną, ale także kulinarną stolicę Japonii. Tutejsza kuchnia to znacznie więcej niż tylko cieszące oko i pieszczące podniebienie sushi. Aby się o tym przekonać, wystarczy wejść do jednej z tysięcy knajpek i barów albo odwiedzić bazar Nishiki nazywany wielką kuchnią Kioto. Można tam skosztować świeżutkich czerwonych ośmiornic nadzianych na patyczki, suszonych kalmarów, rybek w słodkiej zalewie, ryżowych krakersów z prażonymi wodorostami czy panierowanych korzeni lotosu. Koniecznie trzeba spróbować kaiseki ryori. To tradycyjny japoński posiłek złożony z kilku różnych dań. Składniki zależą od pory roku i regionu. Każda potrawa balansuje i dopełnia poprzednią, a jedzenie podawane jest na małych talerzykach, które same w sobie są dziełami sztuki. Posiłek ma cieszyć i oczy, i podniebienie. Innym tradycyjnym przysmakiem jest kociołek shabu-shabu. Nazwa pochodzi od odgłosu bulgotu rzuconego na gotującą się wodę pokrojonego w cienkie plasterki mięsa. To danie jednogarnkowe, składa się ze zblanszowanych warzyw i mięsa, maczanych w aromatycznych sosach. W kuchni japońskiej stosuje się bardzo niewiele przypraw: ocet, imbir, łagodny, jasny sos sojowy i wasabi (zielony chrzan japoński). Dodaje się je ostrożnie i w niewielkich ilościach, co powoduje, że większość potraw ma bardzo delikatny, często ledwie zauważalny smak. Dania popija się doskonałą aromatyczną herbatą, gorącą sake albo zimnym winem śliwkowym. Gejsze w znaczeniu dosłownym tego określenia po japońsku, to „kobiety uprawiające sztukę”. Od setek lat są mistrzyniami w sztuce konwersacji, tańca, śpiewu i gry. Zajmują się kaligrafią, ikebaną i wszelkimi tradycyjnymi umiejętnościami japońskimi. Ich wykształcenie opiera się na tym, by być doskonałą damą do towarzystwa zamożnych mężczyzn. Jak można wyczytać we wspomnieniach samych gejsz, kształcenie wybranych dziewczynek rozpoczyna się w wieku 5-6 lat i trwa ok. dziesięciu lat, gdy adeptka może dostąpić zaszczytu bycia maiko, czyli młodszą gejszą. Dzień przejścia z etapu uczennicy do etapu młodszej gejszy to jeden z najważniejszych, najbardziej celebrowanych dni w życiu. Kimona noszone przez gejsze (nie wypada dwa razy założyć tego samego kimona w tym samym towarzystwie) nie dość, że kosztują równowartość kilku a nawet kilkunastu tysięcy złotych, to i ważą ponad 20 kilogramów. Przy niewielkiej wadze filigranowej kobiety godne podziwu jest to, że w tym stroju potrafią tańczyć, śpiewać, grać na tradycyjnych instrumentach i zabawiać gości. Występujące gejsze zobaczyć można w teatrze-herbaciarni Kaburenjo, podczas tradycyjnych wiosennych przedstawień Miyako Odori . Dzielnica otoczona jest świątyniami, z których jedna z najważniejszych, Kiyomizudera, jest wpisana na Listę Dziedzictwa Ludzkości UNESCO . Niezwykła historia tego pięknego miasta wyziera zza niemal każdego rogu. Teraz w pełni zrozumiałe jest przekonanie, że Kioto to esencja Japonii. Zachwycając nowoczesnymi rozwiązaniami, zachowało jednocześnie atmosferę i wielowiekową tradycję tego kraju. Dlatego warto spojrzeć na rozświetlone, malowane w japońskie znaki lampiony typowej knajpki i dać się im skusić. Tylko po to, żeby nad tradycyjnie podaną czarką aromatycznej herbaty czy gorącej sake, na dobre zatracić się w nastroju, smaku i zapachu najprawdziwszego Dalekiego Wschodu.
DOLCE VITA NR 1 ZIMA/WIOSNA 2012
Komentarze
Jeszcze nie ma komentarzy