Na falach Dunaju
25 marca 2014
Elegancki, a jednocześnie swojski. Wytworny i dystyngowany. Cudowne miejsce dla wielbicieli sztuki, dobrej kawy oraz muzyki klasycznej w najlepszym wykonaniu. I najsmaczniejszego na świecie tortu czekoladowego.
Żałuję bardzo, że w wiedniu kilka lat temu zamknięto dworzec południowy. Tak, wiem, że nowy Dworzec Główny jest bardziej funkcjonalny, nowocześniejszy i ułatwia życie pasażerom jadącym w głąb Austrii. Ale tylko my (wraz ze Słowakami i Węgrami) mogliśmy zwiedzać jeden z piękniejszych pałaców Wiednia, wychodząc niemal wprost z peronu. Zbudowano go dla księcia Eugeniusza Sabaudzkiego w XVIII wieku. Z Belwederu roztaczał się jeden z piękniejszych widoków na miasto, zatem jego nazwa jest tu jak najbardziej uzasadniona. Dziś w budynkach pałacowych mieści się jedno z najważniejszych muzeów Wiednia, Galeria Austriacka. Szczyci się ona zbiorem najlepszych prac malarzy znad Dunaju, w tym Gustava Klimta, współtwórcy secesji Amatorzy tego nurtu w sztuce znajdą jeszcze wiele dzieł architektury na czele z Pawilonem Secesji, wyróżniającym się charakterystyczną złotą kopułą. Jednak znakomita większość turystów przybywa tu wędrować szlakiem cesarskim. Nie można więc pominąć innej barokowej rezydencji. Zamek SchÖnbrunn to najczęściej odwiedzany zabytek wiedeński. Łatwo się o tym przekonać w ciągu dnia, kiedy tłumy wycieczek co kilka minut przemierzają wspaniale udekorowane sale. To tu ponoć mały Mozart dał pierwszy publiczny koncert, a ostatni z Habsburgów abdykował. W ostatnich czasach pojawiła się możliwość zwiedzania zamku po oficjalnych godzinach otwarcia, oczywiście za zgodą administratorów posiadłości. Warto skorzystać z takiej okazji. Wieczorem sale zdają się jeszcze większe niż w czasie tłumnego dnia. Wtedy odwiedzającym wydaje się, że postacie z portretów spoglądają jakoś przychylniej na turystów. Ma się wrażenie, że za chwilę zza drzwi wyjdzie sam cesarz Leopold I w kapciach, natkniemy się na cesarzową Marię Teresę albo śliczną, wesołą Sissi.
Na cesarskim szlaku nie można pominąć hofburga. To rezydencja w samym centrum Wiednia, skąd przez siedem wieków swoimi włościami władali Habsburgowie. Każdy, kto przyjeżdża pierwszy raz do stolicy Austrii, musi odwiedzić Hiszpańską Dworską Szkołę Jazdy. Dzisiaj modne jest pobieranie nauki jazdy konnej w terenie. W Wiedniu mamy zaś jedną z najpiękniejszych hal do jazdy konnej na świecie. Kwestią gustu jest, czy lepiej jest uczyć się hippiki w lesie czy w barokowej budowli. Wiedeńscy arystokraci preferowali naukę w mieście. Pozostałością – i prawdę mówiąc – ostatnią europejską szkołą tego typu jest właśnie placówka w Hofburgu. Nawet jeśli nie bardzo znamy się na koniach, to kunszt jeźdźców i precyzję koni docenimy już po pierwszych taktach muzycznego pokazu. Chciałbym z taką samą lekkością kręcić figury taneczne! Tu nawet konie tańczą walca! Nic dziwnego, że Wiedeń jest uznawany za stolicę karnawałowych bali. Jednak nie samym zwiedzaniem żyje człowiek. Na zachód od Muzeum Quartier ciągnie się jedna z najpopularniejszych handlowych ulic Wiednia: Maria Hilfer Strasse. Nie mniej interesująca jest równoległa do niej Siebenstern. Tu znajdziemy jeden z najlepszych minibrowarów Wiednia – 7 Stern Brau. W powszechnej opinii Wiedeń kojarzy się z winną dzielnicą Grinzing. Ale niewiele osób wie, że to wiedeńczyk Anton Dreher wymyślił typ piwa zwany wiedeńskim, obecnie bardziej znany jako lager. W browarze 7 Stern mamy kilka rodzajów piwa warzonego na miejscu, a także sztandarowe dania kuchni austriackiej. Nie mi rozstrzygać czy lepszy jest sznycel po wiedeńsku czy nasz schabowy. Popity lokalnym piwem (nawet o smaku chilli) będzie smakował. Ale na popołudniową kawę warto zmienić lokal. Stolica Austrii słynie ze wspaniałych kawiarni. Ponoć pierwsze z nich zostały otworzone dzięki zdobyciu bogatych tureckich zapasów po słynnej odsieczy, której 330. rocznicę obchodziliśmy w tym roku. I chociaż rzeczywiście pierwszy lokal został otwarty w dwa lata po tureckim odwrocie, to nie wiedeńczycy lecz wenecjanie dzierżą palmę pierwszeństwa. Najsłynniejszą kafejką nad Dunajem jest ta w słynnym hotelu Sachera.
Istniejący od 1832 roku lokal swoją sławę zawdzięcza rewelacyjnemu tortowi czekoladowemu. Przygotował go Franz Sacher na życzenie księcia Metternicha, lubiącego łakocie. Przypadkiem szef jego kuchni był wtedy chory i zastąpił go jego uczeń. Szybko się okazało, że prześcignął swego mistrza. Do dziś tłumy klientów są najlepszym świadectwem jego kunsztu. I muszę przyznać, że mogę nie zobaczyć najnowszych wystaw w kwartale muzealnym. Pobytu w Wiedniu nie uważam za ważny, jeśli nie skosztowałem tortu Sachera. Innym interesującym miejscem jest kawiarnia Demela. Tu z kolei do perfekcji opanowano wyroby marcepanowe. Najsłynniejsze dwory królewskie zamawiają tu torty na specjalne okazje. Część z nich służy jedynie do dekoracji. No bo jak tu przeciąć nożem portret księżniczki, choćby zdobił on najlepszy nawet marcepan? W tej kawiarni można też zwiedzić muzeum marcepanu. Trzeba też uwierzyć na słowo przewodnikowi, że wszystkie eksponaty powstały z migdałowej masy. Tak jak w dziecięcej piosence o iskierce. Trudno tu oprzeć się słodkiej pokusie. Do intensywnego zapachu kawy dochodzi aromat gorącej czekolady. Jego źródłem jest niewielka czekoladowa fontanna, która skusiłaby każdego. Gorąca czekolada bywa też czasem dodatkiem do kawy melange, będącej wiedeńskim wynalazkiem. To podwójne espresso z gorącym mlekiem, ale biada temu, kto zamówi cappuccino czy americano. Innym lokalnym zwyczajem jest to, że jeśli po trzykrotnej prośbie o rachunek kelner nie ma czasu, by go nam przynieść, to mamy pełne prawo do opuszczenia lokalu bez opłacenia należności. Nie powinniśmy też się zdziwić, jeśli poprosimy o wodę, a barman przyniesie zwykłą kranówkę. Wodociągi wiedeńskie od ponad stu lat czerpią wodę z czystych alpejskich źródeł.
Komentarze
Jeszcze nie ma komentarzy